sobota, 24 maja 2014

Prolog

Nienawidzę weekendów.
Nienawidzę weekendów tak bardzo, że gdybym tylko mogła kazałabym z nich zrobić kolejne dni robocze. Mam po prostu do nich pecha, zawsze dzieje się coś co nie powinno. Nawet jeśli siedzę w domu, maluję paznokcie i oglądam kolejne komercyjne romansidło, które ma na celu uświadomienie mi, jakie moje życie jest bezbarwne i beznadziejne...
- Proszę, daj mi dzisiaj spokój - mamroczę opuszczając głowę w dół tak by włosy zakryły mi całą twarz - A to nie jest samochód, tylko czołg.
Kiedy tylko jeździmy srebrnym Range Roverem Izzy, ktoś zawsze musi tak powiedzieć. Twierdzi, że to auto jeszcze nie raz uratuje mi dupę. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Ta ciężarówka już nie raz była w samym środku karambolu z udziałem dwóch tirów, a i tak wyszła z nich bez draśnięcia. Zupełnie jak sama ona. Jest strasznie toksyczna, a bójki po pijaku to jej hobby. Jestem jej totalnym przeciwieństwem, chyba tylko dlatego się przyjaźnimy. Ona pakuje się w kłopoty, a ja jako ta grzeczna zawsze ją z nich wyciągam.
Powietrze jest lodowate, choć nie wieje wiatr. Zapowiadali, że później może nadejść śnieżyca, nigdy nie wiadomo, ale ja jestem w stu procentach przekonana, że w drodze powrotnej nas zasypie i będziemy skazane na przenocowanie u znajomych Irmy. Ewentualnie w aucie na środku drogi.
Auto ledwo odpaliło, a Izzy już pali. Końcem papierosa pokazuje na papierową torbę z Dunkin' Donuts.
- Kolacja? - pytam.
- Otwórz.
- Prezerwatywy?
Moje policzki momentalnie przechodzą czerwienią. Jestem pewna, że wyglądam teraz jak pomidor albo burak.
- Tak - omija mnie wzrokiem, kiedy zjeżdżamy z podjazdu przez naszym domem - Będzie twój ulubieniec.
- Ty napalona suko! - unoszę się po czym wrzucam torbę do schowka.
Izzy prycha śmiechem.
Nie jestem tak łatwa jak Izzy. Czasem się zastanawiam, czy zachowuje się tak, tylko dlatego, bo w siódmej klasie Aaron Cokermann powiedział jej, że wygląda jak pryszczaty mops i przez to nigdy nie znajdzie sobie chłopaka. O dziwo, teraz jest w piątce najładniejszych dziewczyn w szkole, a Harry był przyjacielem Aarona, aż do niedawna, kiedy ten próbował dobrać się do majtek jego dziewczyny na jego imprezie. Oczywiście nie było mnie tam i nie wiem ile w tym jest prawdy, ale wierzę, że po prostu przestali się kumplować, bo Aaron jest skończonym dupkiem.
Tak, właśnie przyznałam, że moja jedyna i najlepsza przyjaciółka jest puszczalska.
Rodzice Harrego wyjeżdżają co weekend, więc co weekend jest impreza.
Zaparkowała na podjeździe chłopaka - Yay - wymamrowałam ironicznie, kiedy otworzyła mi drzwi.
- Musisz się otworzyć na ludzi - zaśmiała się.
- Nie mogłaś mu powiedzieć, żeby przeleciał cię u nas? Już przywykłam do waszych sprośnych przezwisk kiedy to robicie i pani Robinson na pewno też- wywróciłam oczami zabierając od niej kluczyki.
Izzy zaczęła kołysać się dziko w przód i w tył.
- Ohyda.
Na werandzie stało dwóch chłopaków, którzy wyglądali jak para radosnych gejów. Posyłali sobie całuski, przytulali się, klepali po pośladkach.
- Harry zdradzasz mnie? - Izzy krzyczy za moimi plecami.
W mgnieniu znalazła się przy nim i już go połykała.
- Nie widzieli się raptem od rana - wysoki brunet, stojący obok mnie drapał się po potylicy.
- Taaa - odparłam.
Byłam już niepotrzebna. Na pewno nie wróci szybko. Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem szłam w stronę auta Iz.
- Jesteś jej szoferem?
- Słucham? - skrzeczę - Jestem jej najlepszą przyjaciółką, która właśnie wraca do domu póki wydarzy się coś niewyobrażalnie okropnego, jaki to ma zwyczaj przytrafiać się akurat mnie, w piątki - uśmiecham się lodowato.
- Aha - odwzajemnia uśmiech, ale uśmiecha się jakby był chory psychicznie i wygląda przez to jak kretyn.
- Dziś jestem szoferem - wzdycham głośno - wsiadasz?

***

Zayn zabrał mi kluczyki kiedy chciałam odpalić auto i uciekł do domu.
Zabawa skończyła się godzinę temu, ostatnie kilka osób właśnie wyczołgało się z domu. Byłam chyba jedyną trzeźwą osobą tej nocy. Przez ten cały czas siedziałam u góry, sama, i obserwowałam jak pada śnieg, jak głęboko w lesie leży jego dom, kręta droga dojazdowa jest niewidoczna. Oprócz białego puchu nie ma nic. Panuje martwa cisza. Słychać jak za ścianą Harry z Irmą chrapią.
- Tak zaczynają się horrory.
Odwracam się. Opiera się o framugę. Jego twarz jest czerwona, a oczy małe.
- Jesteś pijany.
Brzmi to o wiele bardziej oskarżycielsko niż brzmiało to w mojej głowie.
- Ale wystarczająco trzeźwo - odpowiada, próbując unieść jedną brew. Robi przy tym zeza, ale wygląda wyjątkowo zabawnie i niewinnie jednocześnie.
Śmieję się, bo to naprawdę zabawne. Dopiero teraz czuję się lepiej, łapię luz. To miłe uczucie, bo nie śmieję się przy nikim kto nie jest Izzy lub moją rodziną.
- Wszyscy już wyszli? - pytam.
- Elody przyssała się do krocza swojego chłopaka przy twoim aucie - patrzy na mnie pełen powagi - to chyba niebezpieczne o tej porze roku - nadal na mnie patrzy, ale wiem, że właśnie analizuje to czy robienie komuś loda na zewnątrz, w środku zimy, jest bezpieczne.
Dom Harrego to labirynt z wąskimi korytarzami i małymi pokojami. Wszystkie pomieszczenia, cały dom, wypełnia dym, tylko jedne drzwi są szczelnie zamknięte. Nie trudno domyśleć się kogo.
Idę korytarzem prosto z nadzieją, że właśnie tak dojdę do schodów. Nie pamiętam jak znalazłam się w tamtym pokoju, mimo, że nikogo tutaj nie było. Zayn idzie za mną krok w krok odpalając papierosa. Ględzi pod nosem, że Izzy to dziwka, a ja jestem aspołeczna. Gubię się w tych korytarzach.
- Jak mam zejść na dół - krzyczę na niego. Wow, to było niemiłe - Zayn, jak mam zejść na dół? - poprawiam się.
- Tęd..- przerywa mu hałas na dole.
Stoję odrętwiała w miejscu. I nagle przypominają się moje pechowe piątki. "Ktoś pijany, potknął się, nic więcej" recytuję ciągle w myślach, a moje oczy powiększyły się o dwa rozmiary.
Chłopach wyminął mnie, po czym wrócił się, oplatając ramieniem w pasie zmuszał do ruszenia.
- Mówiłeś, że wszyscy wyszli - zatrzymuję się na ostatnim schodku.
- Może chłopak Elody zmarzł - kiwa do mnie głową, bym przyszła do niego.
Nie ma mowy, nie będę chodziła po domu, w którym prawdopodobnie jest ktoś jeszcze oprócz nas. Siadam na stopniu podkulając nogi pod brodę. Nie mija 5 minut i słyszę wołanie Zayna.
Wbiegam do kuchni i szukam paczkę z mielonym pieprzem, kiedy znów woła. Wychylam się zza rogu. Stał przy drzwiach od toalety. Biorę głęboki wdech. Wiedziałam, że przyniosę pecha prędzej czy później, oczywiście później niż lepiej. A co jeśli to nie żaden z pijanych nastolatków, ani nie włamywacz, a jakiś psychopata. W końcu jesteśmy w samym sercu lasu.
Nieśmiałym krokiem idę w stronę toalety. Ma przerażoną minę, a to nie wróży nic dobrego.
Cofa się krok w tył, popychając ręką drzwi.
- O. MÓJ. BOŻE. - krzyczę, a Zayn zakrywa mi dłonią usta.
W wannie leży Elody. Jej głowa obrócona jest o 100 stopni co najmniej, a z jej szyi i ust, pulsującym strumieniem wypływa jasnoczerwona krew.

Łzy wypływały mimowolnie, spływały po moich policzkach, jego dłoni.


_______________________________________________________________


HEJCIA,
no to prolog już za nami. Zwlekałam z dodaniem tego, chciałam na starym FF, ale nie wiedziałam jak połączyć, więc tamto usunęłam i powstało to.
GŁOSOWAĆ NA MOJEGO JUANA!!!!!!!!!!!!!!!!:< Mam nadzieję, że się wam podobają moje wypociny. Jeśli przeczytałeś, proszę skomentuj<3

6 komentarzy:

  1. Kto ją zabił? Super!!
    Czekam na dalsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajnie się zapowiada ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na dalsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. super, mozesz mnie informowac @nataliekulpa

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie się zapowiada, czekam na rozdziały :D

    OdpowiedzUsuń
  6. 56 yr old Legal Assistant Doretta Sandland, hailing from Quesnel enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Urban exploration. Took a trip to Wieliczka Salt Mine and drives a DeVille. odwiedz nasza strone internetowa

    OdpowiedzUsuń